Bolesny urodzenia mojego był świt —
Życiu dałeś na miano: głód — i noc — i zgrzyt!
Dzisiaj z buntem odchodzę. Powiedz że mi raz,
Jaki cel miał początek mój, koniec i byt?
Zagadki życia dróg nie zgadnę ja ni ty.
Tym, co by przejść je mógł nie będę ja ni ty.
Darmoby każdy rad za opon przejrzeć mgły —
Nim je odwieje Bóg, przeminę ja i ty.
O, gdybym był miał wolę o całe życie wstecz,
Byłbym się nigdy nie dał uczynić jako rzecz!
Nigdybym się nie rodził — i nigdy nie był żył —
I nigdy z tego świata nie musiał odejść precz.
W mroku brodzące rzesze myślicieli
I ci, co w światłach wielkich cnót gorzeli:
Wszyscy prawili światu jednę baśń.
Aż jako inni twardym snem posnęli.
Cóż mi ze wszystkiej udręki żywota? — Nic.
Com z pod wysiłków mych wydobył młota? — Nic.
Cóż warte mi, żem świecił, gdy dotleję?
Cóż wart Dżemszida dzban, gdy się zdruzgota? Nic.