Strona:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu/262

Ta strona została przepisana.
AFZALEDDIN CHAKANI.
CZTEROWIERSZE.

Gdy duch mój swe tęsknoty pragnie ci powierzyć,
Wówczas Zefir wybieram za gońca mych listów.
Ranny wiatr nosi twoje oraz moje pisma:
Leć, cudny ptaku! Skrzydło twe niech nie spoczywa.


Jakim sposobem róża, która swym kolorem
Zawstydza wino, z licem twojem śmiała walczyć?
Ale nie! Wobec twego lica — lico róży,
Wstydem zarumienione, okryło się potem.


Ptak, co zna melancholii pieśni — oto miłość.
Słowik, co zna tajemnic mowę — oto miłość.
Byt, który do niebytu woła cię — to miłość.
Przez coś zbawion od siebie samego — to miłość.


Chakani! jeśliś cząstki nie zyskał spokoju,
Nie skarż się. Z niebem iście walka niepodobna.
Nie wszedł do tego raju Feridun ni Dżemszyd.
Gdy nędzarz, jak ty, wejść tam nie może — gdzież hańba?


Gdy się motyl stęskniony miłości nauczył,
Zapłonął jednocześnie ogień w sercu świecy.
Motyl z świecą — tak sztukę poznały kochania,
Że w zgodzie jednomyślnej spaliły się razem.


Pukiel twój fijołkowi nakazał niewolę.
Lico twe na fijołek pierścień więzów kładzie.
W ogrodzie zaś dostojność fijołka urosła,
Że się stał niewolnikiem twojego warkocza.