Ponad oba stanął światy:
Wino — przynieś mi, karczmarzu!
Chcę czarę wina wychylać za czarą —
Chcę pocałunek pić za pocałunkiem —
Chcę kochać wiecznie nad miarę nad miarą —
Chcę nieskończenie upajać się trunkiem.
Ja jestem Salamandra —
W płomieniach jeno żyję —
Ja kocham ogień skrzący,
Palący, gorejący —
Czerwone żary piję!
Moi przyjaciele — to nie z monasterów
Mnichy — z opętańców albo wizyonerów.
Znajdziesz u mnie puste nagie ściany chaty —
Nie jest ci mym krewnym żaden pan bogaty.
Miewam ja czasami w domu ładne twarze,
Ale to nie widma ni senne miraże.
Hafiz to poeta dumny choć ubogi —
O nic on nie prosi pod pańskiemi progi.
— Ależ miej rozsądek — nie mów tak — inaczej
Powodzenie twoje na nic się wypaczy.
— Ach, napróżno mówisz: rozsądek! Bez liku
Słów znam, ale tego nie masz w mym słowniku!
O gdybym morzem był przezroczystem —
Ty słońcem, które w niem się przegląda!