Strona:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

Znów tysiące rzuca strzał. Lecz nietknięty góral stał.
Wszystkie groty szły jak w próżnię; więc Ardżuna w duchu ważył.
— To jest Agni, ten, co niegdyś owym łukiem mnie obdarzył.
Dziwna iście to istota, co mym strzałom czoło stawia?
Lecz ja złamię go — i zwalę tem łuczyskiem mego łuku.
Więc łuczyskiem swego łuku — jął w górala bić potężnie,
Ale naraz zręcznym rzutem góral łuk mu wyrwie z ręki.
Więc Ardżuna miecza dobył i uderza w przeciwnika.
Mieczem wali w jego głowę całą siłą swoich ramion,
Całą siłą swej młodości, której góra nie wytrzyma.
Lecz się miecz na szczęty rozbił o mocarną pierś olbrzyma.
Więc Ardżuna drzewa pień chwyci, wali, ciska weń,
A zaś góral wielkim głazem bije w księcia raz za razem.
Wówczas młodzian wielkiej mocy pięścią walić jął jak gromem. —
I wśród kurzu chmurnej nocy bój wiódł straszny z nieznajomym,
Jak spiżowe groźne ptaki, tak latają ich kułaki.
Bóg — ów góral dziś z podstawy, walił pięścią w pierś Pandawy.
Bór zahuczał gromkiem echem od tej wielkiej boju gry
Pandawicza i Kairaty, co walczyli niby lwy.
Bój okropny trwał godzinę: toż ramiona z ramionami
Uderzały się i wiły i jako w walce Writry z Indrą.
Óna piersi ściskał wroga, Ardżun zasię dusił boga;
A od tego ramion ścisku, powstał żar w ich krwi ognisku
I aż płonąć jęły ciała, jako węgiel, który pała.
Wtedy znużył Mahadewa królewicza, co zemdlony
Stał — a góral go olśniewa blaskiem bożej swojej wiony.
Góral w ciągłym stał uśmiechu: Parcie zkrakło zaś oddechu,
I ugięty mocą Siwy, upadł, rzekłbyś jak nieżywy.
Odpocząwszy, zwolna wstawa, zbiera ducha moc Pandawa,