Strona:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu/325

Ta strona została przepisana.

Padmaków, amalaków, plaksz,
kadambów, udumbarów tłum,
Wadary, wilwy kwitły tam
i bananowych nyagrod krzaki,
Priyale, tale — cedr i wetr —
i haritaki — wibhitaki[1].
Kryjące metal w łonie swem,
wysokie tam wy działeś góry,
Na których szczycie śpiewny lasy
w dole jaskinie — dziw natury;
Błękity jezior, głębie rzek,
zwierza i ptactwa wszędy tłoki —
I niezliczone groźnych form
potwory — węże — Raksze — Smoki;
Bagniska — rybowiska tam
były — i śnieżne szczyty gór —
Strumieni — wodospadów szum —
wszystko zdobiło wielki bór.
A dalej znowu ujrzy tam
Widarby córa w strasznej biedzie
Bawoły, rysi, dzików tłum
i węże leśne i niedźwiedzie.
Ta której dotąd chwała, blask,
fortuna — czystą skroń okala,
Dziś Damajanti oto szła —
samotna — we łzach szuka Nala.
Szlachetna córa z radżów krwi
nie czując w sercu żadnej trwogi,
Szła coraz głębiej w ciemny bór,
szukając, gdzie jest mąż jej drogi?
Tak Damajanti, panie mój,
szła, a z jej oczu łza wytryska —
I drżąc na myśl, co robi Nal,
wchodzi na groźny szczyt urwiska.
— O wielkoręki panie mój,
królu Niszadzkich plemion tłuszczy,
Czemużeś odszedł, panie mój,
i mnie zostawił samą w puszczy?

  1. aswaty, weny etc. — drzewa, których nazwy pozostawiam w brzmieniu oryginalnem.