Ty, któryś aswamedy[1] bił,
śląc bogom ofiar woń przyjemną,
Po tylu zniczach, czemuś lwie,
postąpił dziś tak krzywo ze mną?
O dobry, pomnisz-li, coś rzekł
w obliczu mem, o promienisty?
Przypomnieć, wielkoduszny, racz
swe klątwy, książę mój przeczysty!
I co ci złota rzekła gęś
w ogrodzie twym, o radżo drogi —
I coś w obliczu mojem rzekł —
przypomnij! świadkiem były bogi.
Bo z jednej strony czworgo Wed —
Angi — Upangi pełne łask[2]
Któreś przeczytał, panie, wskroś;
z drugiej — jedyny Prawdy blask!
Tedy, zabójco wrogów, racz
wypełnić prawdę swoją szczerze,
Jak w obliczności niegdyś mej
przysiągłeś, wielki bohaterze.
Witeziu, czy nie jestem już —
o czysty, pożądaną tobie?
W tej przeraźliwej lasu ćmie
dlaczego milczysz mi jak w grobie?
Patrz — oto pożreć idzie mnie
ten z krwawo ziejącemi kły,
Głodem popchnięty władca puszcz —
ratunku! przybądź — przybądź ty!
Prócz mnie — nie miłać żadna z dziew,
tak mi się kląłeś — raczej śmierć!
O boski, prawdę spełń swych słów —
przysięgę, królu, czynem stwierdź!
Mnie obłąkanej, mnie we łzach,
mnie — twej małżonce ukochanej —
Czemu nie odpowiadasz nic —
Pożądającej — pożądany?...
Strona:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu/326
Ta strona została przepisana.