— Przepraszam panów, ale niebardzo rozumiem co mówicie!
— Ha-ha-ha! Nie rozumie naszej muzyki. To ci kimber! Nie festniak widać. A na długo? Na pół funta? na dwa łokcie?
— Jabłko było przy labdzie? Poruta? Jakież to chatrałeś barachto? — pytał Leośka.
— Nie wiem, co na to powiedzieć.
— No, no skumasz nasze hakowanie. Każdemu zmodni się wsypa! Jesteś nowy.
i kiełbasy, trochę mleka i sera — jeść! — a do tego flaszka wódki — i hajda na robotę. Może cię czeka komisarjat i sąd: ale ty na to pluń. Czy to dyrektor policji, czy komisarz więzienny, czy naczelnik więzienia, czy ajent policyjny, czy inspektor więzienny, czy dozorca, sędzia śledczy, czy członek sądu — to wszystko jedno. Ani więzienie, ani szubienica nam nie straszna, ani żołnierz z karabinem, ani żandarm, ani stójkowy, co cię śledzi, policjant, ani nawet sam kat! Bo i to się może przytrafić! Żyje się niebezpiecznie.
— Byle tylko człek miał wytrychy jak należy: wytrych doskonały, do kłódek, do zamków angielskich, do zamków bębenkowych, do bramy, do przekręcania klucza, wytrychy do otwierania zamków zwykłych pojedyńczych i o podwójnym spuście — a i świderek się przyda.
— Wtedy idź na polowanie (na pieniądze): złoto czy srebro, czy portfel pieniędzy, a jeszcze w tysiączkach — wszystko bierz, wszystko twoje!
— Wtedy, choćby krew się polała, wszystkie dziewczyny twoje: pij wino, całuj, kochaj się. A bacz na wystawy sklepowe, na mieszkania: dla nas nie ma ani klucza, ani rygla, ani kłódki, ani stróża.
— A jak dobre miasto — i kiedy w niem jarmark — to ci wielka rozkosz! Trzeba tylko mieć baczność na wszystko, mieć fałszywy paszport, fałszywe nazwisko — i zawsze umieć zrobić mistyfikację. Bo nasza sztuka — to wieczna fabryka fałszywych pieniędzy. Wytłumaczymy ci jeszcze to wszystko — i wyjdziesz na człowieka.