Źródłem omyłki było jego podobieństwo do jakiegoś innego człowieka.
Do fatalnych zjawisk życia Karola należało to, że poprostu nie miał własnej twarzy. Zawsze był do kogoś podobny. Gdziekolwiek się zjawił, zawsze mu ktoś powiedział: — O, jakże pan jest podobny do Henryka, albo do Michała, albo do Stasia i t. d.
Kiedy jechał raz do Krakowa, pewien kolega mu powiedział:
— Słuchaj, Karolu, muszę cię ostrzec. Jesteś podobny do największego łotra w całym Krakowie, niejakiego Rostry. Więc, gdyby kto na plantach wpadł na ciebie i chciał cię obić kijem, to krzycz odrazu: ja nie jestem Rostro!
Istotnie raz w teatrze krakowskim woźny zbliżył się do niego i zapytał: — Przepraszam, czy nie pan Rostro? — Niech Bóg broni! — odpowiedział Karol przerażony.
Miejże tu własną duszę, nie mając własnej twarzy! To też nie miał Karol nawet własnego losu: sam go nie tworzył. Jakieś fatum go ścigało. Nie można powiedzieć, aby wielkie nieszczęścia łamały lub prostowały jego życie. Przeciwnie, szereg drobnych, mizernych ukłuć losu, które mu nigdy nie dały wypłynąć choćby pod czubek fal oceanu życia. Sterczał gdzieś głęboko, jak nędzny ślimak. Prądy morskie rzucały nim w prawo i w lewo. Zdarzenia bezmyślne i obrażające swą bezmyślnością strącały go w jakieś lepkie bagno, jak to się stało dzisiaj. Oskarżony został o kradzież.
Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.