Wręczyłem mu jakieś 130 złotych, a Stefan od siebie dodał 20. Chłopiec nie pamiętał dokładnie ulicy i numeru domu, w którym mieszkała dziewczyna; zauważył tylko, że latarnia z numerem miała szkło nie niebieskie, lecz zielonawe. Takich latarń jest niewiele. I łatwo można było skontrolować, który to dom. Z drugiej strony prosiłem, aby Stefan poparł starania młodego wygnańca i aby możliwie prędko zaspokoić jego prośbę. Stefan mi obiecał, że sprawę załatwi, gdyż chłopiec mu się podobał: jest solidny i godny zaufania.
Komisarz chciał mi aresztanta sprowadzić, ale przyznaję się do tej małoduszności, że nie śmiałem spojrzeć mu w oczy. Prosiłem natomiast Stefana, żeby chłopiec, gdy z więzienia wyjdzie, przyszedł nas odwiedzić.
Pożegnałem komisarza i ruszyłem do domu. Szedłem niezbyt pewny siebie: co też zastanę w domu? Żona moja już nie spała. Owszem, jakem się dowiedział, całą noc spać nie mogła, gdyż bardzo się zdenerwowała tem wszystkiem, co się zdarzyło wczorajszego wieczora.
— A to wszystko przez ciebie! — dodała w charakterze konkluzji.
— Domyślałem się tego.
— Bo ty zawsze jesteś taki raptus — szast prast — wszystko robisz bez zastanowienia! Pocoś ty chodził do kuchni i wypędził tego człowieka? Nicby się złego nie stało, gdyby i spał tutaj. Bo Małgosia z Józią spałyby w jednem łóżku, a on na łóżku polowem
Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.