córka, a Małgosia trzymała ją do chrztu, kiedy sama miała lat dwanaście, była jeszcze dzieckiem, a potem ją wychowywała. I oto teraz...
— Ale dlaczego ona była taka kwaśna, jak powiedziałaś — z przyczyny jego obecności?
— Właśnie to samo jej mówiłam: ale ona zaprzecza. Wcale nie była niezadowolona. Tylko była zakłopotana, jaki będzie nasz stosunek do tej sprawy.
— Słowem, jest to nieporozumienie dwóch światopoglądów. Nasza cnota jest krucha — i jabym panu Kazimierzowi nie pozwolił spać z tobą, ani pani Kazimierzowa na toby nie pozwoliła: ale Małgosia jest pewna siebie — ona wie, że jej się nic złego nie stanie — i przeciwnie — żona znajomego obrazi się, jeżeli mu ona u siebie spać nie pozwoli. Może to jest nieco prostacze, ale szczere i bardzo uczciwe.
— Ale też serce biło Małgosi jak młot! Zanosiła się od płaczu. Czuje się bardzo poszkodowaną na honorze. Powiedziała, że już cię nie lubi tak, jak lubiła dotychczas. Jest obrażona. Zawzięta.
— A Józia?
— Józia trochę spokojniej traktowała cały ten dramat, ale też popłakiwała: łzy jej ciurkiem płynęły z oczu.
— No, ale koniec końców uspokoiłyście się.
— O, nieprędko! Małgosia nie mogła zasnąć — i coraz nowe sobie wyobrażała okropności tam, w Kaolinie, jako skutek dzisiejszej awantury. Musiałam jej dać bromurolu: dopiero zasnęła.
Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.