W Jarzębinowie w czasie wakacji bawiło zawsze wielu gości: w owej chwili, oprócz mnie, było jeszcze paru naszych kolegów, a między innymi pan Władysław Herkner, zwany Dantyszkiem, gdyż rodził się w Gdańsku, literat nie bez rozgłosu, a który miał nawet parę miesięcy sławy, takiej warszawskiej sławy, co to błyśnie, zahuczy, gaśnie i zamiera.
Ponieważ tragiczna śmierć psa na parę dni stała się głównym przedmiotem naszych rozmów, ciągle więc poruszaliśmy wszystkie momenty jego życia i staraliśmy zanalizować przyczyny jego śmierci.
Pan Władysław powiedział:
— A może to było samobójstwo?
— Co też panu do głowy przychodzi! — rzekła pani Michałowa, uśmiechając się, gdyż bawiły ją paradoksalne uwagi Dantyszka.
— Nie jest to niemożliwe. U psów się to zdarza. Nie znam dostatecznie psychologji zabitego, ale sam przed kilkunastu laty byłem świadkiem psiej tragedji, zakończonej niewątpliwie samobójstwem.
— Pan miewa szczególne obserwacje.
— Obserwacja moja, dotycząca wypadku, o któym mówię, była dostatecznie długa, gdyż trwała blisko dwa miesiące czasu. Badałem rzecz uważnie i ze wzruszeniem, gdyż samobójca był najlepszym przyjacielem, jakiego miałem w życiu.
— I cóż mogło być powodem samobójstwa?
— To samo, co najczęściej zdarza się u ludzi: zawiedziona miłość.
Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.