Dwie noce jeszcze przepędził Czuwaj w stodole, ale na trzecią zostawiliśmy go na swobodzie.
Później obmyślił pan Tadeusz, aby go przenieść na inny folwark, o trzy wiorsty odległy. Ale kiedyśmy rano się obudzili, cóż się okazało? Czuwaj powrócił — i był cały od góry do dołu w ranach jeszcze bardziej poszarpanych, niż zwykle. Zacząłem podejrzewać, że te męczarnie sprawiają mu większą rozkosz, niż gdyby miał żyć w bezpieczeństwie, a zdala od ukochanej.
Aby serce jego pocieszyć — wziąłem go z sobą do lasku, w nadziei, że cisza go ukoi.
Siedliśmy u samego wejścia tego lasu (1200 metrów obszaru!) i przyglądaliśmy się łąkom i polom dookolnym. Już pierwsze siano ścięto kosą i ułożono w duże, zielone stogi. To też pachniało sianem, jak w zaczarowanym ogrodzie.
Słońce złotemi smugami po tej zieleni snuło się powoli — tak, że wszystko jakoś słonecznie wyglądało.
Patrz, Czuwaj! jakie jasne słońce tu dokoła. Zapomnij o tej chytrej i złośliwej suce. Życie jest piękne!
Ale Czuwaj mi nie wierzył. Nagle podniósł głowę do góry i zaczął się niebu przyglądać.
I ja również spojrzałem ku niebu. Jakaś ciemna, ruchoma chmura szła ku nam — i zasłoniła niebo, zamroczyła ziemię.
Jednakże chmura nie była deszczowa, była to chmura z żywych istot złożona.
Na czele tej chmury unosił się wielki jastrząb, a za nim niezliczona ćma wszelkiego ptactwa: kawki i jaskółki szeregami, jakby w wici ustawione, płynęły
Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.