Za czasów mego pobytu w gimnazjum pisywałem wiersze. Nigdy ich nie drukowałem: była to literatura rękopisowa, a nawet poniekąd ustna, rzekłbyś, ludowa, gdyż koledzy nasi utwory moje kopjowali na wiele rąk, a nawet umieli je na pamięć. Mogę bez przesady powiedzieć, że w swojem kółku miałem niemało wielbicieli. Zbiór moich arcydzieł był to zeszyt, na którego pierwszej stronie czytałeś: Poezje A. Z.
Taki był mój kryptonim, urobiony z pierwszej i ostatniej litery alfabetu. Ale nasz „prymus“ do tych liter A. Z. dodał końcówkę grecką ais — i zrobił z tego Azais. Inaczej też mnie koledzy nie nazywali. Moje nazwisko rzeczywiste niejako poszło w zapomnienie.
Zostałem na zawsze: Azais.
W szczególny sposób to nazwisko fikcyjne dwa razy jeszcze wcisnęło się w moje życie. Będąc w szkole inżynierskiej w Paryżu, zamieszkałem na dłuższy czas przy ul. Bara Nr. 5. Ulica ta niewielka, ale dość szeroka i bardzo słoneczna — w pobliżu ogrodu Luksemburskiego z jednej strony i Avenue de l’Observatoire