Vingtquatre krajał człowieka, a potem szympansa — i jak wszystkie operacje wykonywał. Zauważył też, że przedtem ich usypiano w pewien sposób chloroformem.
Stał tak poważnie zamyślony i tak zajęty całą tą sprawą, ręce wtył założywszy, że lekarze śmiać się zaczęli:
— Mógłby zostać naszym asystentem!
— Pewnie — rzekł Vignavert — bestja mądra, że szkoda go na eksperyment.
— To jakiś szympans wybrany do wyższych przeznaczeń — dodał Adameva.
Ani się domyślał Adameva, że mówi prawdę. Tarzan bywał i w laboratorjum i w sali codziennie; odwiedzał rekonwalescentów, którzy się z nim bawili, dając mu figi, daktyle, banany. Odwiedzał też szpital chorych szympansów, które mu się skarżyły na krzywdy, doznane od ludzi. Tarzan karbował sobie w pamięci te krzywdy — i zapewne rozmyślał, co czynić mu wypada.
Pewnego razu znikło z laboratorjum kilka lancetów i inne przyrządy, wata, chloroform i t. d. Ponieważ zapas tych objektów był duży, nie zwróciło to zbytniej uwagi i mało się tem zajmowano.
Ale wielka była sensacja w całej osadzie, gdy zginął bez śladu pewien chłopiec osiemnastoletni, syn jednego z pacjentów, Mr. Wilsona z Chicago. Stary przyjechał tu na kurację, ale mając jedynego syna, wziął go z sobą dla towarzystwa. Młodzieniec krążył swobodnie po całem terytorjum, aż raz (jak to później opowiadał) porwały go dwie potężne małpy i uniosły
Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.