bina polska — to Irena, ale przedewszystkiem Irena nigdy nie była w Chicago, a następnie oddawna jest zamężna.
— Azaïs! powiedziałem, a czy panie wiedzą, że w moim domu mieszkał kiedyś jeden Azaïs?
— Czy być może?
Cała ta rozmowa toczyła się w ogrodzie Luksemburskim. Było już po piątej i panie miały wracać do domu. Prosiłem, aby zatrzymały się przed numerem piątym i pokazałem im tablicę. Tu po raz pierwszy moje różnokolorowe niewiasty utraciły spokój europejski i, zarówno stare, jak młode, zaczęły skakać przed tablicą, śmiały się, krzyczały radośnie i klaskały w ręce. Aż się zrobiło dokoła zbiegowisko osób małoletnich, które również zaczęły skakać, krzyczeć i klaskać.
Namówiłem wreszcie moje księżniczki, aby poszły do domu.
Były bardzo rozweselone i od tego czasu nazywały mnie stale: Azaïs!
Azaïs pochodził z emigrantów francuskich i wcale nie jest rzeczą wykluczoną, że był z tej samej rodziny, co mój Piotr Hiacynt Azaïs, zwłaszcza, że i sam miał na imię Piotr.
Widziałem jego portret. Był to typ korsarza, konkwistadora; typ awanturnika w nowym gatunku. Umiał on nietylko w stepach ścigać bawoły i dzikie