Jeszcze konie Apollina nie doszły do szczytu nieba, gdy Merkury się zjawił po duszę dziewczyny kartagińskiej. Adonizja nie żyła.
Rozpacz Sertorjusza była bezgraniczna: on sam wywołał to widzenie senne, to nagłe osiwienie i tę śmierć gwałtowną. Padła jak świeży kwiat, zerwany lekkomyślną dłonią. Adonizja — była to jedyna istota, co go z ziemią łączyła. Teraz nie miał już co robić na świecie.
Próżno mu Arystodem wykładał tajemnice nieśmiertelności duszy, podług Platona i Sokratesa. Nie był w możności go uspokoić.
Ostatnie widzenie Adonizji było najwyższem potwierdzeniem wróżb Sybilli. A właśnie goniec przybył z Brundusium i powiedział:
— Sulla przyjechał ze Wschodu! Idzie na Rzym. Żołnierze nasi przechodzą do niego. Zapowiada rzeź, wygnanie i konfiskatę mienia wszystkich tych, którzy stali po stronie Marjusza i Cynny.
Zmarłą Sertorjusz pochował dostojnie. Dziewięćdziesiąt dziewięć najpiękniejszych pinij kazał zrąbać i ułożyć z nich stos, na którym spłonęło ciało jego kochanki. Urnę z jej popiołami umieścił w cinerarium na cmentarzu rodzinnym.
Bogini Dianie, która była opiekunką Adonizji, ofiarował posążek złoty, wyobrażający jej osobę.