Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

dojechać? Oni mu drogę opisywali, podług tego, co im inni mówili. Najlepiej przez Mauretanję i Tingitanę iść poza góry Atlas, a stamtąd rzeką Asamą do brzegów morza Oceanu.
Sertorjusz gotów był każdej chwili wyruszyć i poszukiwał śmiałków do tej wyprawy. Ale plemiona tamtejsze, choć nibyto będące pod władzą i opieką Rzymu, prowadziły z sobą zaciekłą wojnę: Mauretanja walczyła z Tingitaną. Przedostać się przez ten kraj, który się pławił w nieustającej wojnie, było niepodobieństwem.
Sertorjusza na nowo smutek ogarnął. Chyba już nigdy nie dotrze do Atlantydy?
Kiedy większość Rzymian, co się tu znalazła na wygnaniu, oddawała się pijaństwu, miłostkom i grze w kości — Sertorjusz w samotnych wędrówkach po okolicy szukał pocieszenia. Były zaś tam głębokie puszcze cedrowe, gęsto przesiane dębem i pinją.
Tu błądził Sertorjusz, nie zapominając wziąć z sobą łuku i pocisków, na wypadek spotkania z jaką bestją. Nieraz siadał na pniu zwalonym i rozmyślał o swoich zamierzeniach, które urzeczywistnić tak trudno.
Pewnego razu, gdy tak siedział zadumany, nagle z ciemnej głębi lasu — niewiadomo skąd, ale tak, jakby od strony zachodniej — ukazała się łania przedziwna.
Była rosła jak duże cielę sześciotygodniowe, ale kształtna, wysmukła i nader wdzięcznej postaci.
Szerść miała białą jak srebro, z poblaskiem jakby księżycowym, a tu i owdzie przeświecały kępki włosów złotych. Nigdy jeszcze nie widziano takiej łani.