Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

Stanęła naprzeciw Sertorjusza — i długo stała jak posąg nieruchoma, przypatrując mu się uważnie. Nieswojo było Sertorjuszowi wobec tego zjawiska, jakby coś niesamowitego działo się w tej chwili. Aby zażegnać niepokój, co w nim przebudził się nagle z przyczyny niezrozumiałej, kiwnął do niej ręką przyjaźnie, choć nie przypuszczał, że to leśne zwierzę ruch taki zrozumie.
A jednak właśnie natychmiast ruszyła z miejsca i poszła wprost do zadumanego wygnańca. Przybliżyła się tuż, tuż i spoglądała na niego swem przenikliwem, ciemnoorzechowem okiem.
Sertorjusza na widok tego oka przeniknął dreszcz do szpiku kości; to było oko Adonizji: ta sama barwa, ta sama oprawa, to samo wejrzenie. Toć on zawsze mówił, że dziewczyna miała oczy sarnie!
I jeszcze jeden krok dalej zrobiła. Dotychczas stała wyprostowana, z szyją wzniesioną ku górze, z nogami jakby w ziemię wrosłemi. Naraz uklękła przy nim i położyła mu głowę na kolanach, pełna zaufania i życzliwości. Gładzić ją zaczął i ucałował.
Zrozumiał teraz wszystko: ta łania, jakiej nigdy dotychczas nikt nie widział — to wcielenie Adonizji. Te same oczy i ten sam włos srebrny, z kępkami złotych promion.
Ruszył do miasta zpowrotem, a srebrna łania poszła za nim. Miał to sobie za dobrą wróżbę — i poweselał na duszy.
Srebrna łania nadzwyczajne wrażenie zrobiła w mieście. Rzymianie uznali ją za wysłanniczkę bogini Diany, a ci, co czytali tragików greckich, byli przeko-