przyglądać jego zbiorom. Na ścianach wisiały tam łuki i arkabuzy, garłacze z XVI wieku i karabiny z czasów napoleońskich, ogromne miecze krzyżackie, szable damasceńskie, szable szwedzkie, florety i szpady z czasów Zygmunta Augusta, pałasze z roku 1831. Była mała armatka-wiwatówka. Były na ścianach gobeliny, wyobrażające sceny z XVIII wieku. Były kostjumy różne, kobiece i męskie, polskie i szwedzkie, tureckie i tatarskie, misiury i kolczugi, pancerze i tarcze, mundury pułków rozmaitych, francuskich i polskich. Były i inne objekty: wspaniałe siodło, które Żegota (nie wiem czy ściśle) nazywał siodłem Michała Wiśniowieckiego, oraz szpinecik, który nazywał szpinetem księcia Józefa. Były i inne stare instrumenta: arfa, lutnia, padwan.
Wcale nie mieliśmy ochoty do snu, a Żegota tak był zakochany w swoich zbiorach, że zupełnie pomijał swe obrazy, choć byłem ich równie ciekawy.
Na stalugach stał niedawno zaczęty portret jednej z pięknych pań z okolic Krakowa. Naprzeciw niego manekin w wytworną suknię przybrany. Dama pozowała kilka razy (dla odmalowania twarzy), resztę zostawiła artyście i manekinowi. Ale dokoła miałeś szereg płócien: były tam i krajobrazy — i na sposób Malczewskiego postaci z jakimś przedmiotem symbolicznym w ręku — i portret rycerza z XV wieku. Ten stał przybrany cały w żelazo, potężny miecz trzymał w ręku. Miał to być „grabia“ Tęczyński, którego fizjognomję z jakichś starych portretów odtworzył Żegota, przyczem jednak znalazł rzekomo podobnego modela,
Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.