pewnego studenta, który lubił pozować malarzom. Był to ten sam Tęczyński, co w r. 1462 został zamordowany przez mieszczan krakowskich za uwiedzenie jakiejś pięknej dziewczyny; chłop naschwał — i wejrzenie miał srogie. Spojrzałem mu w oczy — i coś mnie tknęło. „Grabia“ patrzył na mnie złowrogo i jakby z nienawiścią. Błysk jego czarnych oczu miał w sobie groźne iskry płomienne. Wyznaję, że i ja poczułem do niego nagłą antypatję — i niewiadomo skąd zbudziło się we mnie pragnienie, aby tego obrazu nie było. Nie mogłem jednak powiedzieć tego Żegocie.
Ten był już mocno wyczerpany — i, ziewając, życzył mi dobrej nocy i pożegnał się ze mną. Zostałem sam z całą tą masą oręża, obrazami i kurjozami. Spojrzałem jeszcze raz w oczy Tęczyńskiego i wyczytałem w nich krwawą zapowiedź: zemsty! Za co? Nie mogłem zrozumieć. Zresztą zacząłem lekceważyć tę sprawę, boć ostatecznie wszystko to było urojeniem.
W zadumaniu krążyłem po pracowni i przyglądałem się szablom i innym rzeczom. Uderzyła moje oczy piękna pochwa ze stali medjolańskiej, inkrustowana srebrem i złotem, a w niej szabla z rękojeścią pozłacaną. Wyjąłem szablę z pochwy: była świeżo wyostrzona i przy zgięciu dzwoniła, jak kielich wina szampańskiego, gdy nim uderzyć o drugi. Niżej rękojeści były złotem wyryte trzy lilje burbońskie i ten napis: „Virgo, ora pro nobis“.
Byłem-ci ja zawsze lichym fechtmistrzem, ale nagle przypomniałem sobie wszystkie ruchy, jakich mnie napróżno niegdyś uczył ś. p. Marjan Olszewski,
Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.