szatana! A te nieszczęsne, biedne sieroty wszeteczne — to są okropne wysłanki djabłowe! Potępione — i innych na potępienie wiodą! — Tak mi gadał o piekle i jego zgrozach ognistych nocny stróż z ul. Poprzecznej. Nazywa się Ignacy Widłak. Malownicza figura. Kręcę się koło niego, bo chcę go wziąć za modela, i można zrobić pyszną rzecz, ale nie wiem, jak go namówić: nie pije, nie pali, nie przyjmuje pieniędzy...
∗
∗ ∗ |
Wracaliśmy do domu koło drugiej. Odprowadziliśmy naprzód Kazia, a potem wkroczyliśmy na ul. Poprzeczną. Było już błękitnawo i kamienice powoli wypływały z mroku nocy. Okna, jak martwe źrenice, patrzały w nicość; tu i owdzie świeciły lampy — może to sypialnie dzieci, może kto umarł, może jaki poeta pisze coś, bezsenny.
Kasztany — w liczbie kilku — rosnące wzdłuż chodnika — niewidoczne prawie we dnie — teraz po nocy, kiedy ludzi niemasz na ulicy, nabrały energicznych kształtów, jakby wywalczając prawo swej wyrazistości na ziemi.
Tylko co weszliśmy na ul. Poprzeczną, gdy w jej pobliżu ul. Marszałkowską przechodził patrol. Usłyszeliśmy naraz na naszej ulicy cichy gwizdek, a jednocześnie wszystkie dziewczyny (było ich tam koło piętnastu) zaczęły pędzić jak spłoszone kuropatwy, uciekając w stronę placu św. Aleksandra. Ich suknie czerwone i zielone, podkasane wysoko, odsłaniały ja-