Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, proszę pana... Do tych bogatych paniów, co to nie mają miłosierdzia nad żadną nieszczęśliwą — i zawsze jej w twarz rzucają gorzkie, brzydkie słowa, nie posyłam żadnej... Dawniej, to doradzałem. Jedna tu była, Józia, co się chciała wyrwać z tej ciemności i poszła do tych dobrych paniów, a te jej tak nadokuczały, że po trzech dniach uciekła i powiada: wolę skonać — wolę się utopić, niż się męczyć u tych szelmów. Grzesznik, proszę pana, to substelna istota, nie można nim poniewierać, a te panie to wcale nie są delikatne... Poczciwa Józia płakała, do nóg im się rzucała, a one do niej: Taka a taka, cóż ty nam tu grasz komedje! Nie tak to łatwo zostać znów poczciwą!... Aż Józia uciekła...
— No, a Bronka?
— Ona sobie poradzi. Jak tylko nagrzeszy za 600 rubli, to się weźmie do pracy.
— To się nazywa „per aspera ad astra“.
— Już tam jak pan chce. Nie rozumiem po łacinie.
— Dziewucha zbiera kapitał po japońsku.
— I po japońsku nie rozumiem. Japończyki — to srogie pogany i mają od djabła sobie darowaną wielką moc, tak, że pobiją wszystkich królów za ich grzechy. A sam Japon — to blisko piekła: tam jest jedna góra ognista — przez nią widać wszystkie piece czartowskie, jak to mówi św. Franciszek Ksawery, przez onych pogan umęczony... Ale świętemu przejść przez piekło — to fraszka; bo go piekielny ogień wcale się nie ima! Zato biada, biada grzesznikowi...