A kto chce rozkoszy użyć,
W rewolucji idź-że służyć!
W rewolucji, jak to ładnie,
Kiedy żołnierz na cię wpadnie,
A „prykładów“ nie żałuje,
Jeszcze końmi potratuje!
Lampa (z rodzaju kuchennych) już była zapalona i mdłym blaskiem oświetlała naszą kamerę. Wszyscy mniej więcej leżeli już na kojkach; jeden przy stole pisał list, a dwóch grało w więzienną grę „patyczki“.
Wąsowski — gospodarz z wyboru w naszej celi — robił rachunek wydatków i układał „wypiskę“ na jutro, gdy weszła warta.
Obliczono, że jest nas siedemnastu, jak być powinno — i podoficer, człowiek starszy, z orderami na piersiach, zasłużony w ostatniej wojnie — pożegnał się z nami i wyszedł w ciemne podwórze, słabo rozświetlone blaskiem kilku latarń naftowych; poszedł sprawdzić inne kamery. Wrota naszej sieni zamknięto na klucz.
Chwilę była cisza i spokój, gdy naraz, blady i zdyszany, wpadł do nas zarządzający redutą, porucznik Łysienko, i pyta:
— Czy niema u was Bąka?
Bąk był to więzień z celi Nr. 1; nie było go u nas.
— Ale może gdzie się ukrył? może gdzie tu jest w kącie? może pod łóżkiem?
Zaczęliśmy badać wskazane miejsca, ale Bąka nie było.