więźniom z miasta potrzebne: tytuń, prowjant, papier, marki, mydło, farby do wyrobów z chleba i t. d. Codzień gospodarze spisują życzenia więźniów i zbierają pieniądze. Ponieważ więźniów było koło 400, „wypiski“ szło codziennie przecięciowo za czterysta złotych polskich (60 rb.), z czego żołnierz pobierał 10%, czyli koło 6 rubli zysku, nie licząc tego, co mu dawali kupcy. Codzień chodził inny. Jeżeli który był sprytny, jak ten Juzik, chłop z pod Orenburga — to i nowiny przynosił. Griszy poleciliśmy, aby się wywiedział, co tam w mieście mówią o Bąku. Jakoś natychmiast po rewizji Łysienko wyjechał, a stary podoficer, naczelnik warty, surowe zaprowadził porządki; nie pozwalał wychodzić na dziedziniec, przełazić z celi do celi, nawet „do wietru“ puszczał tylko po czterech, a pod ubikacją stał bardzo czujny wartownik.
Rozmowy jednak prowadzono z więźniami.
Pod naszym oknem stał młody Czernihowiec, który nie mógł zrozumieć jednej rzeczy, tej samej — której i my nie rozumieliśmy.
— Jak to jednak on się stąd wydostał?
— Ba — gadał ktoś na żarty — on był w cyrku i umiał skakać przez trzypiętrowy dom, a cóż dopiero przez taką palisadę.
— No, to i prawda! Takiemu nietrudno.
Koło 10 przybył Grisza z miasta i doniósł nam, że tam, na skutek depeszy o ucieczce Bąka, wieczorem aresztowano koło 40 osób podejrzanych; nad ranem przyjechał Łysienko, aby zbadać, który z nich jest Bąk.
Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.