Dobrze.
Lecz naprzód, by się ustrzedz od złodziei,
Bądźmy przezorni. Skarby te ukryjmy w kniei,
Pod jaką skałą, gromem straszliwie rozdartą.
Idź, Pierrot. Teraz dla mnie scena jest otwartą.
Znalazłem już. Kryjówka moja nader miła.
A teraz, kogokolwiek niebo mi tu zsyła,
Brunecie czy blondynie, damo, kawalerze,
Przybywajcie! Na ucztę zapraszam was szczerze.
W tej godzinie pogodnej, kiedy jutrznia świta,
Pić będę nawet z dyabłem, jeśli tu zawita.
Lecz cóż to? Widzę jakąś osobę dojrzałą,
Tam, kędy szemrze strumień pod spadzistą skałą.
Ha, czem będzie na starość, nikt nie wie, gdy młody:
Jakże chuda! A nos jej dotyka się brody!
Biedaczka, ledwie chodzi! Kuleje i kwęka,
Jak szczep winny pogięta, niby tyczka cienka.
Sto zim, sto wiosen pewnie nad jej głową mija,
Jak z gałązki leszczyny wystrugała kija.
Kto wie, jaka to była gołąbka za młodu!