I od Chevreula, twórcy świec stearynowych,
I Matuzala przyjąć za mój wzór jedyny,
I tysiąckroć obchodzić moje urodziny!
Tak marzę!
Jeszcze słowo — i wszystko skończone.
Wrózka mi uleciała w nieznanych nieb stronę.
Lecz my odnowim zwyczaj, co nas rozweseli:
Aktorka jeszcze sukien nie zdjęła Urgeli
I chce wrócić na scenę, by wdzięcznemi słowy
Wygłosić wam kompliment dwunastowierszowy,
Więc, dopóki bielidło na twarzy jej lśni się,
Ja pójdę jej poszukać — tu obok — w kulisie.
Wyjdź do nas.
Piękne panie, Paryża królowe!
Hojnie sypcie nam wasze uśmiechy różowe.
Prawda, żeśmy się tutaj śmieli jak szaleni
Rymami z złota, pereł i drogich kamieni!
Klaszczcie więc w białe rączki, strojne w rękawiczki
Miary sześć i ćwierć, spięte na srebrne guziczki!
I niech wynagrodzi jednym listkiem sławy
Aktorów i poetę wasz wyrok łaskawy.
I ażeby przesądów ślepą zburzyć Troję,
Niechaj brawo — co nas tu uniewinni troje,
Żeśmy nie prozą grali wam tę krotochwilę —
Z waszych ustek różanych nie schodzi na chwilę!