Jak spadały owoce. Zefir mi daleką
Niósł woń kwiatów. I nieraz zdało mi się prawie,
Że ktoś szepce po cichu. Raz, marząc na jawie,
Słyszałem dźwięki fletu za łąką, za rzeką.
Raz — śród złotych i żółtych liści — pośród boru
Widziałem: ryży faun w szkarłatach wieczoru
Tańczył. Znów go widziałem, jak wychodził w boru
Ścieżką — i na zwalonym usiadł pniu śród drogi
I wtłoczył dwa motyle na dwa swoje rogi.
Raz centaur płynął falą rzeki zadyszaną;
Na jego sierci końskiej i człowieczem ciele
Szumiała woda. Podszedł ku trzcinom niewiele,
Wytężył nozdrza, zarżał i powrócił. Rano
Ślad jego wielkich kopy widziałem na trawie.
Nagie, niosące kosze niewiasty, na jawie
Przechodziły w oddali na krańcu równiny
I raz trzy z nich ujrzałem przy źródle, u trzciny,
A jedna — naga — taką rzecz mi powiadała:
— Wykuj biały twój marmur podług mego ciała
I każ się moim ustom uśmiechać w tej bryle!
Słuchaj, jak wokół ciebie tańczą długie chwile
Siostry me — jak się wkoło łączą — zaplatają —
Rozplatają — i kręcą się — i rozkręcają!
I czułem na swych ustach jej usta płomienne.
Wówczas ogród i cichy las, i łąki senne
Zadrżały dziwnym dreszczem i poszmerów echem,
A woda popłynęła wartko — z żywym śmiechem.
Nimfy, stojąc u trzciny, wzięły się za ręce
I kołem zatańczyły. Jak hoże młodzieńce,
Szły z lasu ryże fauny — po jednemu — ładem;
Dźwięczne pieśni zagrzmiały za złoconym sadem
I na lekkiem powietrzu zaśpiewały flety,
A ziemia zatętniała centaurów galopem,
Strona:Antoni Lange - Przekłady z poetów obcych.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.
— 140 —