Dzieweczka jeszcze w otchłanie patrzała,
Po za tych cudów kraje przechylam,
Tak, że ogrzała ciepłem swego łona
Zrąb, na którym się w błękicie wspierała.
A rozmarzone lilie, jak w uśpieniu,
Na jej przeczystem spoczęły ramieniu.
Z stałego punktu w cherubów mieszkaniach
Widziała czasu puls, kiedy gorąco
Uderza w światy. Źrenicą błądzącą
Mgły chciała przebić w dalekich otchłaniach
I oto mówić jęła swe hejnały,
Tak jakby gwiazdy złotą pieśń śpiewały.
Słońce zagasło już. Pierścień księżyczny
Jak gdyby drobne piórko — iskrą złotą
W mglistych wzlatywał przestworach. I oto
Mówić poczęła śród ciszy mistycznej.
A głos jej dźwięczał jako gwiazd śpiewanie,
Gdy chórem nocy witają zaranie.
(Słodki to głos był! Owo ptaszę śpiewne
Czyż nie pragnęło, by przez chmur obsłonki,
Głos jego doszedł mych uszu? Te dzwoki,
Gdy, władnąc świetlną sferą, brzmiały rzewne,
Czyż nie pragnęły we mnie zejść pociechą
Po szczeblach, jakie tworzyło im echo?)
— Chciałabym, aby on już był tu przy mnie...
Przyjdzie! tak usty mówi różanemi.
Czyż nie modliłam się w niebie? Na ziemi
Czyż on nie błagał oto Pana w hymnie?
Strona:Antoni Lange - Przekłady z poetów obcych.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.