Strona:Antoni Lange - Przekłady z poetów obcych.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

A dwie modlitwy — potęga nie mała!
I czemużbym się tej chwili lękała?

Gdy aureola mu błyśnie nad czołem
I kiedy białe wdzieje na się szaty,
Dłoń jego wziąwszy, pójdziemy przez światy
Do źródeł, z których światło spływa kołem,
I w ten świetlany prąd oboje wstąpim
I przed obliczem Boga się wykąpiem.

Staniemy razem u tej skrzyni progu,
Co nietykalna i niepokalana,
Świeci na niebie, wiesznie poruszana
Od ludzkich modłów przesyłanych Bogu.
I ujrzym wszystkie nasze modły dawne,
Jako w obłoczki zlewają się mgławne.

Spczniemy razem w cieniów tajemnicy
Tego żywego, mistycznego drzewa,
Z którego listnej zieleni powiewa
Nieraz obecność tchnienia Gołębicy,
A każdy listek, dotknięty jej pióry,
Słodkie jej imię głosi przez lazury.

I w tym spoczynku i w tej błogiej ciszy —
Ja go nauczę tych czarownych pieśni,
Które tu śpiewam, a których on nie śni,
I głosem, który sam ledwie usłyszy,
Zaśpiewa, w pieśni ustając bez przerwy,
Dziwiąc się rzeczom, których nie znał pierwej.

(Niestety! razem powiedziałaś — razem..
O tak! ty jedno stanowiłaś ze mną,