Na wieże i na mury w jednem oka mgnieniu,
Aby spojrzeć na dziada, który powstał z procha
I stał w grobie i marzył w głębokiem milczeniu.
A bestye wciąż ryczały w nienawiści dzikiej,
A rumak, z nozdrzy krwawym buchając płomieniem —
Łamał palmy jak słabe trzciny nad strumieniem,
A wielki rycerz, strażnik Gehenny, swe krzyki
Grobowe — łączył z bestyi stugwarnem ryczeniem.
Ale potężny człowiek nad swej trumny złomem
Wyciągnął sękowate ramię swe — i oto
Uszy bestyi ryczących napełnił głuchotą,
I mówił głosem wolnym, wielkim niby gromem,
Który wichry z ech w echa w dzikie puszcze miotą...
Wielka Rzeka przez lasy, w drzew tysiące strojna,
Ku jeziorom bez granic fale swe spokojne
Toczy, wspaniała, niby lotos nieba czysty,
Co życie całe wlewa w jeden hymn wieczysty;
Kryształ niepokalany, jasny i przezroczy,
Jak niewinność co zdobi młodych dziewic oczy!
Błogosławione Sury, co cierpienia śmierzą,
Białoskrzydłe łabędzie sine fale śnieżą,