I pokrwawiony leży dni sześć,
Ani go myli, ni przebierali,
Proste mu, twarde łoże usłali...
Halabardników poczwórna straż
Zamyka wszystkim wchód do komnaty...
Matka czy siostra, choć we łzach twarz —
Niechaj gdzieindziej płacze — za katy!
Biada, kto chciałby przełamać czaty...
Kobiety w cichy skryły się kąt —
I głuszą żałość, co pierś im łzawi.
Ojciec pieczęcią na Boży sąd
Wzywa: zabójca niech się objawi:
Winny, przy którym rana się krwawi.
Zamek kirami żałoby drżąc,
Zasłania złote południa słońce;
Nad ciałem stoi sędzia i ksiądz,
I czarne krzyże i świece drżące, —
Żółtawym blaskiem migotające...
— Niech przyjdą wrogi, gdy miał ich zmarły!
I przyjdą, których ojciec pokaże.
Lecz żyły rany się nie otwarły,
Nad Benöm wrogów mignęły twarze,
Lecz żaden zbójcą się nie okaże.
— Któż więc morderca? mówcie przeklęci,
Czyżby z mojego był pokolenia?
On tu — i póki znak mej pieczęci
Strona:Antoni Lange - Przekłady z poetów obcych.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.