Szepcze formuły Somy świętobliwe, stare.
A księża wokół, niżąc paciorki wzdłuż sznuru.
Mówią sto modlitw Rigu, sto wierszy Jadżuru.
A na równinie ludu tłumy — jak roztopy
Morza — szumią, aż ziemia tętni pod ich stopy.
Ludzie krwi czystej, cery białej, niby zorza,
Którzy żyją na górach i nad brzegiem morza
I dzierżą twarde łuki w swych rękach walecznych,
I to plemię wyklęte od bogów słonecznych,
Które wielbi Złe Duchy, plemię lasów czarne:
Wszyscy przybyli patrzeć na święto ofiarne!
I posyłają w niebo okrzyki radosne
Pełne oczekiwania, jako burza głośne!
Więc miedziane cymbały, konchy z mórz głębiny,
Bębny o głuchym dźwięku i piszczące viny
Zabrzmiały po równinie, jak wichrów huczenie.
Aż oniemiałe ludy powstrzymuję tchnienie.
Chwila nadeszła — Bramin podnosi ramiona.
Zwolna się doń ofiara zbliża wyznaczona.
Młodzian, w wieńcu lotosów, blady, nietrwożliwy,
Bez wahania wstępuje na kamień straszliwy.
Wnet Kapłan jego członki do słupa przytroczy
I za chwilę mu w łono święty sztylet wtłoczy.
Wówczas on Visvamitry słowa przypomina.
Błaga Indrę, co gromy tworzy i wyklina —
I hymn, który siedemkroć wszyscy pieję chórem,
Walia nożem zabójczym, wstrząsa słabym sznurem.
I nagle z cichych wyżyn jasnego błękitu
Spada Grom i uderza w podstawy granitu.
W gorący strumień słup się rozlewa miedziany,
A Sunasepa skacze z głazu — rozpętany:
Jest wolny! I przez ludu tłuszczę, oniemiałą
Z podziwu i przestrachu — lotną pędzi strzałą,
Strona:Antoni Lange - Przekłady z poetów obcych.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.