Bogini, z srebrnej morza fali urodzona,
Której uśmiech osusza płacz ludzkiego łona —
Afrodyto, u nóg twych leży ziemia cała.
Matko żądz i Erosa i Hymenu! Chwała!
Mirtem uwieńcz me skronie — i niech hymn bez końca —
Szczęśliwych mych przeznaczeń — nigdy nie zamąca!
Pragnienie jest kłamliwe, radość niestateczna:
Tyś tylko nieodmienna, o mądrości wieczna.
Minie czas — zieleń mirtu na czole nam zwiędnie,
Ale radość poważna, jaką ty bezbłędnie —
Dajesz nam — niby góra w morzu pogrążona —
Trwa — na wstrząśnienia fali — nigdy niewzruszona!
Niebo wam ochłodziły tchnienia Boreasza.
O ileż jest piękniejszą oczom Troja nasza!
Do Frygii za Heleną popłyńcie, o panny,
Gdzie Jakchos wiedzie orgii pochód nieustanny,
Gdzie Cybela, o czole pełnem mocy dzikiej,
Na grzbiecie lwów, co czarne pożerają byki —
Złocistego Paktolu mieszkanka czcigodna —
Ziemię naszą użyźnia, jako macierz płodna.
O zielony Tajgecie, o zórz greckich łuny!
Bogi Pelopsa, pani naszej opiekuny —