Strona:Antoni Lange - Róża polna.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

tatusia: — „Janku, jak będziemy mieli córkę, to ją nazwiemy Elfrydą!“ — Ale ojczuś strasznie się rozgniewał: — „Niech Bóg broni — zawołał — to jakieś imię z teatru, z opery! Wolę Magdę albo Baśkę!“ — a mamusia na to: — „Nie, nie! musi być Elfryda!“ — I tak się długo sprzeczali, aż nakoniec tatuś zawołał: — „Wolę wcale nie mieć córki, niż żeby się nazywała Elfryda!“ — Tak powiedział ojczuś w złą godzinę, a ja się bardzo tem zmartwiłam i nie chciałam się urodzić! Aż trzy lata minęło — bardzo smutnie — i raz tatuś mamę pocałował w rękę — i tak powiada: — No, niech już będzie Elfryda, byleśmy mieli dziecko. Więc, kiedy ojczuś tak powiedział, jak mama kazała, dopiero wtedy się urodziłam — i tatuś mnie nazwał Elfrydą, ale zawsze śmiał się ze mnie: — „ty, figura z Fra-Diavola!“ — Ale mamusia była zadowolona, bo postawiła na swojem... Bo mamusia jest trochę uparta, nawet bardzo uparta! Śliczna kobieta, żeby pan ją znał, toby się pan w niej zakochał na śmierć. Mamusia bardzo a bardzo ojca kocha, ale jak chce co zrobić, to napewno zrobi, żeby tam tatuś nie wiem jak długo mówił: — „nie i nie!“ — Tak to, panie, dostałam takie imię z opery, ale naprawdę — to panu powiem, że ja jestem Joasia, a tamto Elfryda, to tylko w oficjalnych bumagach...
Ciocia patrzała na dziewczynę okiem, pełnem miłości. Była to miła staruszka, niegdyś pewnie bardzo piękna osoba; przed piętnastu laty utraciła młodocianą córkę i całą swoją miłość przelała na Elfrydę.
— Jak ta laleczka szczebiocze — mówiła. — Zdaje mi się zawsze, że to małe dziecko, a przecież ma lat dziewiętnaście, niby to naiwna, ale bardzo mądre stworzenie i serce złote! Roztrzepana ogromnie, ale uczyła się doskonale i skończyła pensję w Rydze z nagrodą. Tu się zamierza dalej kształcić.