Strona:Antoni Lange - Róża polna.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

Podobno, że się pan wobec niej zachował tak... osobliwie. Co to ma znaczyć? Pani Świętokrzyska...
— O błagam, niech pan nie wymawia tego nazwiska! Gdybym był wiedział, że to ta kobieta, ta przeklęta, ohydna kobieta... Czemużem tam chodził? To djabeł wszystkiemu winien... Dlaczego mi pan nie powiedział zgóry, jak się nazywa ta przeklęta?... Nie poszedłbym do niej, żadną miarąbym nie poszedł... Stało się wielkie nieszczęście...
Muszę zaznaczyć, że Pawęża ze stanu osępienia przeszedł nagle do gwałtownego podniecenia — i zaczął chodzić po pokoju szybkim krokiem tam i z powrotem, a w oczach mu zabłysły szczególne ognie...
— Niech się pan na mnie nie gniewa — dodał znacznie spokojniej. — Ja panu niecałą prawdę powiedziałem. Tak, ale jakże miałem po świecie obnosić swój wstyd i nieszczęście?... Widzi pan (zaszeptał) — ja byłem półtora roku w domu obłąkanych; i to ja panu określiłem jako powody rodzinne... Bywają sprawy rodzinne — bardzo szczególne... bardzo... I wyleczyłem się, zupełnie wyleczyłem... Pan mnie widział: czy pan domyśliłby się, że ja jestem warjat? Doktór przy pożegnaniu mi powiedział: „Panie Janie, pan jest dziś zdrowszy ode mnie!“ I to wszystko wie pan przez kogo (mocno ścisnął mnie za rękę)? Przez tę kobietę. I co za dziwne zdarzenie! Pan mię wysyła, do kogo? Do niej. Pierwsza osoba, którą zobaczyłem po wyjściu stamtąd. Czy pan rozumie (ach, żeby ten człowiek puścił już moją rękę!) — czy pan rozumie, co się ze mną stało, kiedym ją zobaczył? Oszalałem na nowo — do szczętu oszalałem. Rzuciłem się na nią — chciałem ją zamordować. Tak, to prawda. Ale szczęściem, że mnie wypędzili: stróż — bardzo mocny chłop — i drugi jakiś furman. Dopiero na ulicy wytrzeźwiałem, ale kiedym wrócił do hotelu — straszna gorączka rzuciła mi się na mózg i całe ciało.