Strona:Antoni Lange - Róża polna.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

Był drugi, elegancki mały brunecik, z melancholijnem okiem, w czarno oprawnych okularach na szerokim sznureczku i w niebieskim krawacie. Ten stał w pobliżu okna, koło bramy naszego domu — i właściwie tak się umieszczał, że nic nie mógł widzieć, ale oddychał powietrzem, którego warstwą bliższą oddychała Elfryda. Było jeszcze paru, co nie chcieli stać na miejscu, ale woleli badać sprawę metodą perypatetyczną — i krążyli po ulicy, aby od czasu do czasu rzucić okiem do pokoiku Joasi.
Jeden poważny młody człowiek, o minie profesora — stale robił sto kroków tam i z powrotem — i nagle pod okienkiem niby to przypadkiem się zatrzymywał i spoglądał w okno, za którem stała Elfryda; udając, że stało się tak od niechcenia — szedł z pośpiechem dalej, robił kilkadziesiąt kroków i wracał z powrotem.
Inny, wygolony jak Anglik, pan w pelerynie, czupurny i żywy, o świdrującem czarnem oku, tę samą podróż odbywał w kierunku odwrotnym, ale ten zatrzymywał się po oknem na dwie minuty i dłużej, śpiewając jakieś arje z operetek.
Zaprowadziłem zwyczaj radykalny; zapuszczałem firaneczki tak, że nic nie było widać — i doradziłem Elfrydzie, żeby zawsze tosamo czyniła, co też mi ona obiecała.
Młodzież ta — wyznaję — z lekka mię zaczęła niepokoić. Bez trudu domyśliłem się, co znaczy ta defilada. Widocznie chłopcy zauważyli ładną dziewczynę i krążyli koło okna, jak wilcy koło owczarni. Od panny Elizy dowiedziałem się nawet, że Joasia dostała w okolicy przezwisko: panienka z okienka.
Jakoż z czasów poniewieskich został jej obyczaj, mało znany w większych miastach, wyglądania przez okno. O ile była sama w swoim pokoju, rano czy wieczorem, stawała w oknie i przez otwarty lufcik pa-