Strona:Antoni Lange - Róża polna.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

czyła w arkana miłości. Była to pierwsza kobieta, która na nim zrobiła potężne wrażenie, gdyż nie liczył kuzyneczki swojej Zosi, którą kochał jako gimnazista, a która już zamąż była wyszła i miała troje dzieci: stała się z niej tłusta baba.
Przy wszelkich rojeniach o podróżach, studjach, dziennikarstwie, przemyśle, o Monte-Carlo, Chinach i Syberji — zawsze wypływała mu, niewiadomo skąd, postać Leokadji — jako barwny cień, górujący nad wszystkiem, pełen życia, śmiechu, pocałunków, rozkoszy, uroku...
Młodzieńcem był i krwi gorącej; ona zaś była tak foremna, tak kollipygos, jak mówią poeci; tak bogate miała popiersie, tak kasztanowate włosy, taki głos świergotliwy, takie żywe błękitno-ogniste, uśmiechnięte oczy, że nie miał siły opierać się jej wdziękom... Na czerwonych jej ustach krążył sardoniczno-dobrotliwy uśmiech, odkrywający śliczne, białe, zdrowe zęby...
Miała przytem niemały rozum życiowy — instynkt raczej, że choć w jej wykształceniu były nadzwyczajne luki — to jednak rozmowę umiała prowadzić interesująco i żywo... Natrafiła właśnie na Seweryna, kiedy ten naiwnem i pełnem zdumienia okiem stanął wobec życia i szukał drogi, którą miał iść... Nauka — przemysł — sztuka — Chiny Leośka! Co za powikłanie! Ale żadna z tych bogiń nie miała tyle wdzięku i — i tyle potęgi, co ta Leokadja...
Zwyciężyła! Zwyciężyła tem, że gdy wszystko było zagadkowe i niepewne, w niej jednej znajdował młody człowiek bezpośrednie rozwiązanie (raczej odsunięcie) tych trosk, które w istocie najwięcej go poruszały. Zwyciężyła go równowagą każdego gestu i słowa — i spokojem niepoczytalnej pantery. Ona jedna była niewątpliwa. Ile razy zjawił się u niej, wszystko wydawało mu się jasne i proste — wszystkie niepoko-