Wyjechali. Pobyt w Paryżu był rozkosznym snem, ale snem niedłuższym nad trzy miesiące.
Seweryn najął Leokadji piękny hôtel na Rond-Point pól Elizejskich, kupił jej powozik i konie, trzymał stałą lożę w Operze i Komedji, a luksusowe urządzenie domu, zbytkowne parties de plaisir poza miasto, kuchnia nadzwyczajna i t. d. — wszystko to razem sprawiło, że po trzech miesiącach takiej zabawy, gdy Seweryn raz zajrzał do pugilaresu, znalazł w nim ostatnie pięćset rubli...
Pierwszy raz w życiu zaczął się zastanawiać nad swoją przeszłością, a zwłaszcza nad temi trzema miesiącami, które minęły jak jeden dzień — i nad tą schedą po rodzicach, która się rozpłynęła i rozwiała w nicość.
Trzeba dodać, że na parę dni przedtem młody człowiek usłyszał, mimowoli, rozmowę Leosi z woźnicą, którego przyjął do służby. Był to człowiek bardzo uczynny, który obiecywał Leosi zapoznać ją z pewnym wicehrabią brazylijskim, bogatym, jak Brazylijczyk z operetki; ona nader przychylnie go słuchała, dodając, że „ten pan“ (niby on, Seweryn) już jest au bout i niedługo nie będzie miał nic... Znajomość więc z wicehrabią była dla niej wysoce pożądaną i zupełnie na czasie...
To jawne złamanie warunku wierności smętna próżnia pugilaresu — do żywego wzburzyły Seweryna.
Tegoż wieczora, bez pożegnania, opuścił Paryż — i, wypłukany niemal na czysto — wrócił do Warszawy. Po drodze napadł go stały paroksyzm rozmyślania nad tem, co zaszło między nim a Leokadią; tragicznie malował sam przed sobą swój upadek moralny i materjalny, a właściwie naprzód materjalny, a potem dopiero moralny...
— Bazarnica — mówił sam do siebie nie bez patosu — życie mi złamała...
Strona:Antoni Lange - Róża polna.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.