Męża nie było w domu. Pani Mirkowska przyjęła mnie bardzo życzliwie, ze zwykłym wyrzutem, że tak rzadko bywam...
— Ależ pragnąłbym jak najczęściej... Zajęcia — praca... Człowiek wiecznie w kieracie. (Ilony niema. Czemu jeszcze nie przyszła?).
— Zapewne, zapewne. Ale nie należy zapominać przyjaciół. I dzieci nasze tak pana lubią! Michaś naprzykład chce być literatem i ciągle myśli o panu, a Józio nie może zapomnieć tego konia, co mu pan dał kiedyś na imieniny, choć koń już połamany... Ale najzabawniejsza jest Wandzia — bo chce, żeby pan był jej „żon“ — tak w panu zakochana... Ciągle tylko mówi: Walelek — Walelek!
— Nigdy człowiek nie przeczuwa, z której strony szczęście płynie... (Ilony ciągle niema).
— Muszę też panu tajemnicę powiedzieć! (Coś o niej). Michaś (nie, nie o niej) napisał powieść: straszny kryminał! Trzeba panu wiedzieć, że choć on ma dopiero trzynasty rok — jest to chłopiec nad wiek rozwinięty... Czyta dużo, a najwięcej lubi Mayne-Ride’a, Ponson du Terrail’a i Montépin’a. Chciałby też pisać okropne awantury. Muszę panu w sekrecie pokazać tę powieść, bo inaczej Michaś rozgniewałby się na mnie. Wie pan, co za ciekawe pomysły! A pisze o miłości, to umierać ze śmiechu. Tam jest naprzykład jedna margrabina...
Rozległ się odgłos dzwonka. Przyszła Ilona; przyszła jednak nie sama: odprowadziła ją służąca od Szternów, u których Ilona wieczorami udzielała lekcji języka niemieckiego. Ale nie wracała nigdy tak późno. Cóż więc to znaczyło?
Spojrzeliśmy na siebie. Ukłon z oddali. Była zmieszana. Zarumieniła się.
Dlaczego przychodzi tak późno? Blisko wpół do
Strona:Antoni Lange - Róża polna.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.