Strona:Antoni Lange - Róża polna.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

dziesiątej. Sprawa nieczysta. A może jej odrazu powiedzieć tak, jak to radzi Chamfort:
— Pani! wiem o wszystkiem. Przebaczam ci i żegnam.
Wbiegły dzieci, hałaśliwie witając Ilone. Józio kochał ją bardzo, niemniej jak i Wandzia, ale ta już była w łóżeczku. Michaś natomiast przyglądał się jej ponurym i jakby podejrzliwym wzrokiem.
Czyżby ten malec kochał się w Ilonie? Zastanowiło mię to wielce. Bywają takie wypadki. Serce nieraz budzi się wcześnie. Ja sam, mając lat czternaście, kochałem się w matce jednego z moich kolegów: była to miłość, pełna cierpienia i czaru. O, gdyby człowiek dziś tak umiał kochać i cierpieć, jak wtedy. Może też ją podejrzewa, może też jest na nią oburzony?
Po tych powitaniach Ilona z dziećmi poszła do innego pokoju, i słyszałem tam dosyć gwarną rozmowę, w której przeważał głos Michasia i Ilony... Cóż to za tajemnica? Z pomieszanych głosów trudno było coś wyrozumieć... Można było tylko odgadnąć, że Ilona się gniewa, że jest na coś oburzona... Michaś z początku coś odpowiadał zuchwale, potem się sumitował i coś jej dyszkantem tłumaczył...
Siedziałem, jak na szpilkach, słuchając półuchem pani Mirkowskiej, a półuchem gwaru w sąsiedniej izbie...
Nagle dał się słyszeć śmiech Ilony, szeroki, srebrny śmiech, jak kryształowa kaskada!...
Wbiegła potem do pokoju, jak sarna, a jej rozpuszczone złote włosy i błękitna, jedwabna bluza przy szafirowej spódnicy — nadawały jej pozór istnej nimfy, roześmianej jakąś niebiańską wesołością.
Mimowoli podziwiałem umiejętność życiową Ilony: na stanowisku guwernatki cudzoziemki umiała ona tak politykować, że zachowywała się w domu, jak oso-