Strona:Antoni Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1924).djvu/112

Ta strona została przepisana.

lecz nawet w zimie, gdyż śnieg tu był nie głęboki, miejsce zaciszne i bydło mogło wygrzebywać sobie pokarm z pod śniegu. Zresztą, Kowal zrobił w lecie i na jesieni spory zapas siana i słomy. Świnie, obficie karmione jęczmieniem i ziemniakami, a pozbawione ruchu, groziły, że się rozpękną od tłuszczu, ciesząc oczy gospodyń, a ich potworne, zniszczone przez chorobę twarze ciągle się uśmiechały.
Nareszcie przyszła wiosna i lato. Zaczęły się roboty rolne. Mężczyźni z pługami wyszli w pole i coraz to nowe płaszczyzny i polany zmieniali w glebę uprawną. Piasczyste wydmy Kowal użyźnił przywiezionemi w workach sztucznymi nawozami i proszkiem torfowym, który nauczył robić z wydobywanego na północy Olchonu torfu.
Osada trędowatych i zadżumionych zaczęła żyć pełnym życiem i szybko się rozwijać. Kowal zauważył, że niektórzy chorzy w warunkach dobrobytu zaczęli powracać do zdrowia, gdyż dobrze odżywiany organizm zwalczał chorobę. Wypadki śmierci stawały się coraz rzadsze, a sama choroba tych ludzi zaczęła przyjmować inne nieznane i całkiem nieszkodliwe formy. Student poczynił cały szereg spostrzeżeń naukowych, a z nich jedno najważniejsze, że trąd jest chorobą niezaraźliwą. Inne jeszcze spostrzeżenie miało ważne znaczenie naukowe, a mianowicie, że „miłdzan“, czyli powolnie działająca dżuma,