Strona:Antoni Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1924).djvu/22

Ta strona została przepisana.

— Niema innej rady! — zauważył Finlandczyk. — Płyńmy za fokami, one lepiej od nas znają tą miejscowość.
Łódź płynąć zaczęła w kierunku południowym. Po kilku dniach woda w morzu zżółkła, co było oznaką, że jakaś duża rzeka niosła do Oceanu swoją wodę. Wkrótce łódź zaczęła się uderzać o płynące drzewa, co jeszcze bardziej potwierdziło przekonanie o zbliżeniu się do rzeki.
Była to rzeka Ob, która przecina całą zachodnią Syberję i wpada na zachód od Jałmału do Oceanu Lodowatego. Z wielkim trudem i powolnością posuwała się „Nadzieja“ przeciwko wpadającej do morza potężnej strudze wody rzecznej. Nareszcie woda stała się zupełnie słodką i zjawiły się brzegi zatoki. Drobne krzaki, kępy, porośnięte trawą, mech i trzęsawiska pokrywały tu brzegi. Śród krzaków śmigały małe, białe zające i czaiły się białe lisy. Ptactwo wodne już odleciało na południe, do słońca, ciepła i życia. Tylko ostatnie sznury gęsi i klucze białych łabędzi wisiały w powietrzu i ciągnęły na południe, szarpane na kawałki przez gwałtowne podmuchy wiatru.
Długo posuwała się „Nadzieja“ przeciwko prądowi Obi na południe, aż nareszcie żeglarze ujrzeli bardzo przytulną zatokę, ze wszystkich stron osłoniętą dość wysokiemi pagórkami, z rosnącym na ich spadkach lasem z karłowatych brzóz i cedrów. Tą też zatokę obrali sobie za schro-