siebie ludzie. Od dowódzców otrzymacie broń i spełniajcie rozkazy ich tak samo bez wahania i oporu, jak spełniamy wszyscy rozkazy dzienne naszej Komuny. Z Bogiem, towarzysze, do broni!
Tłum jeszcze stał wpatrzony w miejsce, skąd przemawiał wysoki człowiek z rozwichrzoną, płową czupryną, lecz on już zeskoczył ze stołu i zamieszał się w tłumie. Robotnicy dzielili się tymczasem na oddziały i szli do koszar, do nieznanych jeszcze dowódzców.
W godzinę później osada opustoszała i wydawała się niezaludnioną. Ludność Komuny, podzieliwszy się na oddziały, poszła w góry i zapadła w krzaki, lasy i głębokie wąwozy, otaczające dolinę Tinza-ho, do której dążyły z różnych stron wojska rosyjskie i chińskie, pewne zwycięstwa i łupu.
Gdy pierwszy oddziałek Kozaków, pod dowództwem jakiegoś starszego oficera, zjawił się przy wejściu do doliny, z krzaków wyszedł krępy, siwy człowiek i, uchyliwszy czapki, zwrócił się do oficera z zapytaniem, co sprowadza tu uzbrojonych żołnierzy.
— Z rozkazu jego ekscelencji generał-gubernatora Wschodniej Syberji, mamy rozkaz zająć wojskiem osadę, która się tu znajduje, i czekać dalszych rozkazów władz.
— Jakim prawem? — zapytał siwy człowiek.
— Prawem szabli! — huknął na niego oficer kozacki.
Strona:Antoni Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1924).djvu/76
Ta strona została przepisana.