ligentnych Hiszpanów zawierają się w tem, że Zofja Casanova pisała o Polsce i że miała męża — Polaka. Co do nas, to mamy jeszcze inne wspomnienia, z których płomieniem buchają pod ponure niebiosa naszej przeszłości nazwy Saragossy i Samo-Sierry.
Nie znamy Hiszpanji, a tymczasem warto ją zwiedzić, bo, szmerem dawno minionych dziejów mówi o czemś, co może przyjść, co już przychodzi...
Jedziemy z żoną do Afryki Północnej, do rozpadlin wysokiego Atlasu, do bagnistego Guiru, do Maroka, Algieru, Tunisu i dalej, dalej — boję się nawet myśleć — dokąd, bo takie to piękne, porywające dla mnie — wiecznego włóczęgi!
Jeden z moich przyjaciół paryskich, p. Frédëric Lefèvre, redaktor „Nouvelles Littéraires“, powiedział mi, że nie zdołam wchłonąć w siebie ducha Afryki, jeżeli nie poznam najbliżej wysuniętej ku nam jej placówki — Hiszpanji i ogromnie się ucieszył, gdy mu oznajmiłem, iż tak samo myślę i że Hiszpanję zwiedzę.
Teraz już to pozostało poza mną. Ziemia Basków, Nawarra, Nowa i Stara Kastylje, Estramadura i promienna Andaluzja błysnęły, niby djamentami, rubinami krwawemi i jarzącemi szmaragdami — sznurem swoich miast i miasteczek; San-Sebastjano, Valladolid, Madryt, Aranjuez, Toledo, Sewilla, Granada... a wszystko to, jak piękna, ozdobiona drogiemi kamieniami, oprawa szczerozłota do prastarych, bajecznych djamentów, ręką wprawnych artystów szlifowanych na wieki i wieki.
Bo czemże są, jak nie temi djamentami przepięknemi, nigdy się nie powtarzającemi: Alkazary,
Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/15
Ta strona została skorygowana.