Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/20

Ta strona została przepisana.

chę podniecone po kilku szklankach aromatycznej Mansanilla. Zatrzymało się w cieniu i czekało na samochody.
Nagle Manole, rozmawiający z piękną panią, szybko się obrócił, gdyż poczuł, że ktoś zlekka dotknął jego ramienia. Spojrzał i drgnął. Była to Golondina, hitana, ostatnia miłość przelotna modnego espady.
— Nie przychodzisz więcej... — szepnęła z namiętnym wyrzutem.
— Jestem ciągle zajęty! — odparł.
— Widzę — syknęła hitana i obrzuciła płonącemi oczami eleganckie towarzystwa.
— Kontrakty na „corridas“... — objaśnił, podnosząc skórzany futerał z wysuniętemi czerwonemi rękojeściami szpad. — Dziś mam trzecią walkę z bykami.
Umilkli. Wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się matadorowi i małej, zwinnej, wzburzonej hitanie. Nie odchodziła jednak.
— Przyjdę dziś po „corrida“ — rzucił Manole — napewno przyjdę!
— Nie przyjdziesz!... — wyrwało się z namiętnym jękiem cygance. — Ale wszystko jedno! Słuchaj! Dziś będzie wypuszczony zły, piegi byk ze stada dona Pedro de Terrones. Strzeż się! Weź ten talizman, to „kniakiatrja“, stary arabski talizman ze krwi 13 jaskółek, przyrządziła go stara Dalmarez...
— Dziękuję, Golondino! — rzekł Manole, chowając do kieszeni woreczek z talizmanem.
— Weź!
Rzekłszy to, cyganka zajrzała matadorowi w oczy