z życia lat ostatnich. Po męce i zgrozie ucieczki z Rosji przybył ze swego majątku na Podolu do Polski, służył w wojsku, gdy kraj zażądał ofiary krwi i życia, a później trafił w toń codziennego błotka parafjalnego, w wir drobnego podstępu, plotek, oszczerstw i zawiści.
— Ciasno, ciasno tam — u nas! — pomyślał.
Przypomniał sobie, że do tego wniosku przyszło też 3 przyjaciół-sąsiadów, przybyłych z nim z Podola. Naradzili się, a pewnego dnia wyruszyli w świat daleki, aby szykać szerokich pól i wolnego powietrza, którego na rodzimej ziemi im zabrakło. Postanowili jechać do Afryki, do Konga, gdzie jeszcze wre walka o każdą piędź ziemi, o każdy krok wgłąb dziewiczej dżungli, lecz gdzie też cenią rozmach mięśni i mózgu, wytrwałość i poryw.
Przybyli do Algieru. Tu on zachorował, a był nie sam, gdyż miał ze sobą żonę i córeczkę kilkumiesięczną. Był więc zmuszony pozostać tu, w tym rozpalonym do białości Algierze, towarzysze zaś podróży pojechali dalej, obawiając się, aby nie opuścić sezonu, a że on był najbogatszy, więc oddał im znaczną część swoich pieniędzy, które mieli mu zwrócić natychmiast po urządzeniu się na jakiejś upatrzonej plantacji.
Minęło już jednak sześć miesięcy, a od przyjaciół nie było ani listu, ani pieniędzy. Tymczasem szczupły zapas franków doszedł już do końca. Nie mógł pracować, gdyż wciąż zapadał na zdrowiu. Żona, młoda, zawsze pogodna, pełna pomysłów i wielkiej siły ducha kobieta, sama zabrała się do pracy, odnajmowała pokoje i dawała obiady. Istnieli z dnia
Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/29
Ta strona została skorygowana.