Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/31

Ta strona została przepisana.

— Krewny kardynałów i też zdradził, a cóż dopiero — oni? — pomyślał, i postacie trzech przyjaciół, jak żywe, stanęły mu przed oczami. Nie patrząc już więcej na dzieło straszliwego renegata, szedł dalej, idąc w stronę starego miasta, pnącego się do góry, gdzie na szczycie stały ruiny tureckiej twierdzy — Kazby. Krętemi, ciągle załamującemi się, krzyżującemi uliczkami, brudnemi schodami, wykutemi w skałach, podnosił się coraz wyżej i wyżej.
Zatrzymał się na chwilę, aby odpocząć trochę; czynił to jednak bezwiednie, jak wszystko to, co robił w ciągu ostatnich dni wielkiego zwątpienia w czystość duszy ludzkiej, zamknięty w trzech dawnych przyjaciołach.
— Panie Wojnarowski! — zagadnął go nagle przechodzący Francuz, kalecząc straszliwie polskie nazwisko. Był to jeden ze stołowników żony, drobny urzędnik telefonów. — Co pan tu robi?
Wojnarowski drgnął i po chwili namysłu odparł zmieszany:
— Zwiedzam miasto...
— Pogoda istotnie prześliczna! — zawołał Francuz. — Do widzenia! Spieszę się na dyżur.
Wojnarowski pozostał sam i chciał iść za Francuzem, lecz coś ciągnęło go dalej. Nie mógł się oprzeć tej niepojętej sile i poszedł. Ujrzał wkrótce mały meczet Dżama Safir, i w pobliżu zatrzymał się około trzech wiekowych figowców małego muzułmańskiego „cmentarza księżniczek“, gdzie są grobowce Fatimy Bennt Hassan Bey i niemniej od niej czczonej Nfissy Bennt Hassan Basza.
Na cmentarzu Wojnarowski spotkał tylko jed-