Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

nego człowieka. Był to wysoki, cienki, jak trzcina, Arab-ślepiec. Posłyszawszy kroki, żebrak poważnym głosem zaczął zwykłą tyradę:
— W imię miłych sercu Allaha Fatimy i Nfissy daj ubogiemu jałmużnę, o co cię, przechodniu miłosierny, prosi ślepy Mahmed Ali Ben Gudi! Adżi ghytny!
Wojnarowski podszedł i dał żebrakowi kilka centymów, Arab nagle się wyprostował, odrzucił w tył kaptur burnusa i jął nadsłuchiwać, podnosząc i opuszczając powieki ślepych oczu. Jakieś dziwne, wprost przerażające skupienie było na tragicznej, wsłuchanej twarzy Araba.
— La Illa Illah! Bóg jest Bóg! — szepnął po chwili i już głośniej dodał, robiąc nacisk na każdem słowie: — Powracaj szybko, natychmiast do domu! Potrzebny ci i potrzebujący ciebie człowiek idzie w stronę twego domu. Śpiesz się i opieka Allaha niech będzie nad tobą! Allah ikun maak!..
Wojnarowski, nie namyślając się i nie czując zmęczenia, zaczął zbiegać na dół, ku nowemu miastu. Gdy wpadł do domu, wybiegła mu na spotkanie żona, rozpromieniona, szczęśliwa, i zaczęła mówić szybkim, urywanym od wzruszenia głosem:
— A widzisz? widzisz? Jacy poczciwi! Przyjechali do Konga, już pracują, a nam przysłali cały dług... caluteńki do ostatniego franka. Ale chodź już, bo woźny z banku już chciał odejść, z trudnością udało mi się go zatrzymać!..
Polska wigilja w małem mieszkanku Wojnarowskich przeszła wesoło i szczęśliwie. Była wieczerza tradycyjna i choinka dla Maniusi złotowłosej; były