Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/36

Ta strona została przepisana.

polskie do Sahary arabskiej, dokąd mię rzuciła wichura wojenna!
Wymówił to głośno i uśmiechnął się z goryczą.
Arab zwrócił ku niemu zdziwioną twarz.
— Co mówisz, sidi? — zapytał.
— Czy tu niema żadnego koczowiska po drodze? — odpowiedział po chwili namysłu.
— Nie, Sidi, oprzemy się aż w Tuggurcie, ale to dopiero po dwóch słońcach! — zawołał Arab, starając się przekrzyczeć „sirokko“.
Jechali dalej w milczeniu. Nagle Arab pochylił się na siodle i, zaglądając Roszkowskiemu w oczy, rzekł poważnym głosem:
— Wiesz co, Sidi? Bardzo starzy ludzie powiadają, że jeżeli w taki zły czas westchnąć do Allaha o to, czego najgoręcej sobie życzy pobożny, spełni się to... napewno. Jest to „Jokka“ — talizman słów. Należy powiedzieć trzy razy po trzy takie słowa: „W nauce Boga znajdujemy ukojenie, radość i pomoc“. Jest to „jokka“, czy „kitaba“, a pomaga zawsze. Tak powiadają starzy, bardzo starzy ludzie, sidi!
Roszkowski uśmiechnął się i nic nie odpowiedział, lecz gdy Arab odjechał od niego, zaczął myśleć nad tem, coby sobie życzył w tej chwili tu w pustyni podczas sirokka.
— Dachu nad głową! — szepnął, lecz natychmiast pomyślał, że to nie jest najgorętszem pragnieniem, gdyż kilkakrotnie już przeżywał burzę w pustyni i już się do niej przyzwyczaił. Więc czegóż mógłby pragnąć w tej chwili? Różne myśli zaczęły kołować w mózgu, lecz wszystkie odrzucił, jako zu-