Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/43

Ta strona została przepisana.

cy. Uśmiechnął się, szczerząc duże, żółte zęby i porykując zcicha. Był zadowolony z siebie, bo widział na ścianie właśnie to co chciał przedstawić. Każdy mógł zrozumieć, że to — słoń — to — struś, a tam — bawół.
Nagle myśliwy zmarszczył czoło.
— A dalej co? — zapytywał samego siebie. — W jaki sposób Ad zrozumie, że trzeba zwierzyny szukać tam, na brzegach morza?
Długo myślał i kombinował Nagga, aż znowu podszedł do swego rysunku i zaczął wykuwać w skale wielkie koło, wężowatą linję, małe kółeczka i prostą długą kreskę.
— Teraz Ad zrozumie! — zadecydował Nagga. — Ma iść zwykłą drogą — tą długą kreską, na kilka rzutów okrągłych kamieni z procy, o czem wyraźnie mówią te malutkie kółka rzutów; w ten sposób dojdzie do morza, które ma fale jak ten wąż na rysunku, a leży pod słońcem — wielkim kołem.
Po tej czynności olbrzym uspokoił się i usnął.
Nazajutrz przed wieczorem Nagga doszedł do lasu, stojącego tuż u podnóża górskiego grzbietu. W głębi lasu mieściły się szałasy i zagrody dla bydła, należącego do ojca olbrzyma. Zdaleka już uderzył go dziwny widok. Spostrzegł bowiem, że znikły znane mu od lat dziecinnych wierzchołki starych drzew, otaczających jego siedzibę. Pasmo lasu było dawniej znacznie szersze, teraz zaś zwęziło się do kilku miotań z procy. Nagga pobiegł w stronę szałasu, zapomniawszy nawet o swej ciężkiej noszy — olbrzymim pęku surowych skór. Las się nagle urwał i oczom Naggi przedstawił się straszny widok. Drzewa, krza-